Święty graal każdego projektu kryptowalutowego, czyli obietnica lepszej przyszłości zapisana w formie planu. To dokument, który mówi inwestorom: „Patrzcie, mamy wizję i wiemy, dokąd zmierzamy!”, nawet jeśli w praktyce czasem przypomina listę życzeń na Święta Bożego Narodzenia. W roadmapie znajdziesz wszystko – od ambitnych terminów uruchomienia nowej technologii, przez plany integracji z metawersum, aż po obietnicę kolonizacji Marsa (no, może trochę przesadzam, ale tylko trochę).
Dla inwestorów roadmap to drogowskaz, który pozwala ocenić, czy projekt ma realne cele, czy jest tylko kolejnym „zrobić hype, zebrać fundusze, zniknąć”. Problem w tym, że wiele z nich ma tendencję do „przesuwania” dat – coś w stylu: „Quarter 1: start tokena; Quarter 2: zapowiedź gry; Quarter 3:… przesunięcie wszystkiego na przyszły rok”.
Dobrze zrobiona roadmap potrafi wzbudzić zaufanie i przyciągnąć społeczność, ale ta zbyt ambitna szybko zamienia się w generator memów i frustracji. Krótko mówiąc, roadmap to marketingowy drogowskaz – czasem solidny, czasem bardziej przypomina mapę skarbów, gdzie „X” nigdy się nie zgadza